Kochani, dziękuję za przemiłe słowa pod adresem poprzedniej pracy. Dodajecie mi chęci do dalszego kreatywnego działania!
A jeśli macie wolną chwilkę, usiądźcie ze mną, przeciągnijcie się
porządnie w ten piątkowy poranek (wiem, że przy komputerze się garbicie :-) i zobaczcie co u mnie.
Jakiś, niezrozumiały dla mnie, zastrzyk energii spowodował, że podczas tegorocznego urlopu postanowiłam nauczyć się haftu krzyżykowego. Zaczęłam odwiedzać różne strony, poradniki i zgłębiałam temat. Powoli, po nitce do kłębka. Wybrałam prosty wzór, który naszkicowałam na kanwie (aida) i zaczęłam stawiać mulinowe krzyżyki. To znaczy najpierw półkrzyżyki, a potem wracałam uzupełniając do całości. Wybrany samodzielnie motyw angażuje i zachęca do pracy, daje radość z efektów. To mój debiut w dziedzinie haftu, wybaczcie proszę niedoskonałości. A moje początki wyglądały tak:
strona prawa...:...strona lewa:
Potem więcej...
...i więcej krzyzyków:
Tu jeszcze bez fryzury:
...a tu już prawie uczesany:
W tym miejscu chciałabym pochwalić się ukończonym 'dziełem'.
Przed Państwem... Bart Simpson!
Chciałam, żeby linie konturowe miękko opływały haft, czy tak jest, oceńcie proszę sami.
Z ciekawością i niecierpliwością dziobałam krzyżyki na kanwie, ale i z obawą, że coś sknocę i cały dotychczasowy efekt pryśnie. Jak zawsze pracę poddaję Waszej ocenie.
Do napisania niebawem! Pa.