Kochani, na początku wielkie uznanie dla tych, którzy zajmują się renowacjami na co dzień. To zajęcie z pewnością uczy cierpliwości.
Jak to się zaczęło u mnie? Dostałam "w spadku" ławeczkę, dokładnie taką jak zawsze chciałam, wymarzoną, niezbyt dużą, żeby zmieściła się na balkonie, czyli 1,30 cm długości. Z radością sprowadziłam mebel do domu. Wszystko pięknie tylko, że... nadszedł czas na moją pierwszą, gruntowną renowację mebla. Strach się bać, ale jak to w tych czasach bywa, internet świątynią wiedzy, więc i ja doszkoliłam się w tym temacie.
Powiem Wam jednak, że sam zabieg trwa już kilka dni, a ja nie usunęłam jeszcze pierwszej warstwy i tak odpadającej już farby. Łatwo nie jest. Na razie nie chcę używać środków chemicznych, więc zeskrobuję ją ręcznie, delikatnie przy pomocy szpachelki.
Jednak kiedy doszłam do wniosku, że
sama szpachelka nie wystarczy, z pomocą przyszedł mój M. wraz z
rozgrzaną opalarką i raz, dwa przegonił część starej farby z siedziska.
Ta zielona farba (podkład?) jest bardzo ciężka do usunięcia, taka jakby "gumowa", dlatego opornie to idzie. Boję się sięgnąć po chemiczne środki, bo na forach czytałam, że one tylko rozmazują stare farby, które chcemy usunąć :-/ Co o tym myślicie? Chciałabym doprowadzić ją do "żywego drewna".
Chcę, żeby ławka zimą została na balkonie, więc trzeba ją odpowiednio przygotować.
Póki co zostały do zeskrobania nogi i spód ławki.
Namęczyłam się dziś strasznie, ale mam ogromną nadzieję, że za tydzień lub dwa, będę mogła pochwalić się Wam pozytywnymi efektami całej operacji.
Tymczasem na deser proponuję kawałeczek serniczka z galaretką :-)
A teraz głęboki oddech i marsz do pracy na balkon. Trzymajcie kciuki żeby nie dopadł mnie słomiany zapał.
Życzę Wam słonecznej soboty! (U Was też tak gorąco?)
Co prawda najdłuższe czerwcowe dni z zachwycającymi piwoniami
dopiero przed nami, ale doba na szczęście sie wydłuża ;-)
Buziaki!