Dzisiaj aniołek z masy solnej, którego... doświadczył
los. Tak. To znaczy sama się do tego przyczyniłam. Przykro mi z tego powodu. Bardzo.
Miałam o tym nie pisać, ale co tam. Czemu nie?
Efekt końcowy podobał mi się nawet bardzo. Jasne kolory, optymistyczny, lekki, delikatny... widać zbyt delikatny, wręcz kruchy, bo złamał mi się w rękach! Załamałam się i ja. A potem dziko się śmiałam nad jego dwoma kawałkami.
Efekt końcowy podobał mi się nawet bardzo. Jasne kolory, optymistyczny, lekki, delikatny... widać zbyt delikatny, wręcz kruchy, bo złamał mi się w rękach! Załamałam się i ja. A potem dziko się śmiałam nad jego dwoma kawałkami.
Przymierzałam go do ścianny szukając najlepszego miejsca w pokoju i... rozpadł mi się w rękach. Huncwot jeden. Poprostu ...trzask... i już. Przyznaję, że to moja pierwsza masosolna ofiara. W wolnej chwili spróbuję naprawić
zniszczenia jakie poczyniłam.
Oddech, herbatka i luz?
zlepisz go na kartce a w miejscu pęknięcia daj wstażkę i będzie jak nowy, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak widać, wypadki chodzą nie tylko po ludziach, po Aniołach też. Nie martw się, jakoś go naprawisz, Edytka już Ci podpowiedziała./
OdpowiedzUsuńAniołek jest i tak ładny, chociaż po przejściach.
Wielka szkoda Joasiu bo jest taki uroczy. Ale to da się naprawić, wystarczy tylko trochę luźnej masy nałożyć na pęknięcia, zlączyć i poczekać aż wyschnie. Odrobina farby zamaskuje łączenie. Możesz też spróbować skleić go Magikiem - wypróbowałam i działa.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski.
Edyta podała super rozwiazanie
OdpowiedzUsuńSzkoda, taki piękny, ale co nas nie zamorduje to nas wzmocni :)
OdpowiedzUsuń