"Każdy człowiek jest innym kwiatem w ogrodzie wszechświata. Dlatego emanuje sobie tylko właściwym pięknem" Aldona Różanek

środa, 24 września 2014

Filcowa gitara basowa - czyli totalna porażka

Dziś się trochę pośmiejecie. Pokażę Wam moją filcową kompromitację. Chcecie zacząć swoją przygodę z szyciem, ale obawiacie się porażki? Podniosę Was na duchu! Ostrzegam, zdjęcia i efekt końcowy będą drastyczne. 

A było to tak...
Wszystko zaczęło się w lutym 2013r., kiedy to chcąc zrobić niespodziankę mojemu M., który z wielką pasją gra na gitarze basowej, postanowiłam uszyć miniaturę tegoż instrumentu. Dysponowałam odpowiednimi kawałkami filcu, cekinami, koralikami, ect. Miałam koncepcję jak usztywnić gryf, doszyć klucze, mostek...
Zaczęłam szyć. 
Jasno-brązowy filc był grubszy od fioletowego, ale co tam - gryf musi być sztywny - myślałam.





Gryf dodatkowo usztywniłam domowym sposobem, który widać na poniższym zdjęciu. Jednak wszystko było jakoś krzywo, nic nie wychodziło tak, jak w założeniach. Cierpliwości nie miałam za grosz. Załamałam się i rzuciłam całą tą gitarę na dno do szafy.
I tak etapy szycia niemożliwie się przeciągały. Tygodniami. Miesiącami. Trudno mi to wytłumaczyć, bo bardzo chciałam ją skończyć, a za nic w świecie nie chciałam jej szyć! Paranoja. 

Instrument ten zniechęcił mnie doszycia na parę długich miesięcy. Po tym czasie przełknęłam kompromitującą porażkę i pokornie sięgnęłam po niedokończony instrument strunowy gdzieś w okolicach grudnia 2013r., bo być może uda mi się go skończyć przed Bożym Narodzeniem na prezent pod choinkę! Więc dałam sobie jeszcze jedną szansę. Ale nie wyszło. Nijak nie mogłam się przemóc, mimo, że sprułam sporą część. Normalnie odrzucało mnie od niej!
I 'come on' znowu do szafy na dno! 


Kolejny powrót nastąpił niedawno, kilka dni temu. Spojrzałam beznamiętnie na niedoszyte filcowe kawałki i pomyślałam - dość, zajmujesz mi tylko miejsce w szafie. I wzięłam ją w obroty. Nie napotykałam większych problemów, jednak wszystko robiłam powoli.

W końcu powstało bezprogowe, z falującymi ala'strunami nie wiadomo co (koszmarek): 

 Czy ktoś zemdlał?

"Uszycie" filcowej gitary basowej zajęło mi ponad 1,5 roku, a wykonywałam ręcznie tylko banalne, proste "ściegi". Nie wiem, może brakowało mi odpowiedniego nastawienia? Wiary, że będzie przypominała oryginał? A może po prostu temat przerósł moje umiejętności? Przecież każdy chce się pochwalić czymś co wyszło. W każdym razie nie zajmuje mi już miejsca w szafie!

Nie udało mi się zdążyć z tym prezentem ani na urodziny mojego M., ani na jego imieniny, ani też na Gwiazdkę w 2013r., więc sprezentuję mu na tegoroczne urodziny i to w tym miesiącu! Mam nadzieję, że doceni moją pracę. 

Hm... a na walentynki może uszyć coś na wzór tego:

http://lightsoundlovers.pl/gitary/

ŻARTOWAŁAM!

No i tyle na dziś. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję Wam za komentarze :)

sobota, 20 września 2014

Uśmiechnęło się do mnie szczęście :-)

Witam wszystkich serdecznie :-) Pomimo, że w minionym tygodniu nie zaserwowałam żadnego posta z ogromną radością witam również nowe obserwatorki, którymi są:
- wszechstronnie utalentowana Aldona i ...
- Magda z bloga lussilife.blogspot.com :-)

Dziś chciałam Wam się pochwalić wygranym candy u bardzo zdolnych dziewczyn: Izu i Mo. Pewnie ich blog jest Wam dobrze znany, a jeśli nie to koniecznie musicie zajrzeć: domordoruwlewo.blogspot.com. Ich prace przyciągają swoim urokiem ludzi, którzy tak jak one kochają wyroby z sutaszu, a które od dłuższego czasu podziwiam i ja, ale boję się zacząć. 

Otrzymałam kilka cudnych rzeczy. Zwłaszcza piękny, w morskiej tonacji wisior mnie - mówiąc kolokwialnie - powalił, bo ciągle jeszcze nie rozumiem jak można tak elegancko oblec kamień tak mikroskopijnymi koralikami, ale widocznie nie dla mnie ta robota skoro nawet pojąć nie potrafię :-) 
W paczuszce znalazłam także kilka przydasiowych koralików, chramsów - które z racji mojej pasji do plecenia bransoletek i naszyjników z przyjemnością wykorzystam - pyszne herbatki... i nawet biedronkę na szczęście!



Postanowiłam do wisiora upleść naszyjnik kumihimo w pasujących kolorach. Jak ową koncepcję zrealizuję, obiecuję Wam zaprezentować :-)

Kocham handmade. To przedmioty niezwyklej wagi, które chwytają mnie za serce, czarują i uśmiech wywołują :-) 
Jeszcze raz kochane kobietki Izu i Mo bardzo, bardzo dziękuję, ale i gratuluję ogromnego talentu i pasji!
Pozdrawiam i pięknej pogody życzę wszystkim!

niedziela, 14 września 2014

Fiołek afrykański + filcowe autko

Witam Was Kochani oraz witam serdecznie moją nową obserwatorkę Ilonę z bloga: przeplatanekolorami.blogspot.com! :-)



Fiołki afrykańskie (ale nie tylko) fascynują mnie od kilku lat. Gdyby jeszcze pachniały, byłyby doskonałe :-) 
Kilka tygodni temu kupiłam piękny okaz na imieniny dla cioci mojego M. i przyznaję, że skubnęłam dwa listki w celu rozmnożenia dla siebie. Jest kilka szkół ukorzeniania. Ja wybrałam metodę sadzonek liściowych poprzez włożenie ich do kubeczka z wodą (ważne, by blaszka liściowa nie stykała się z wodą). Po niecałych 3 tyg. kiedy listki wytworzyły odpowiednio wielki system korzeniowy przesadziłam je do doniczki z ziemią. Aktualnie czekam na „fiołkowe maluchy” :-)



Wolą światło rozproszone, bo zbyt silne nasłonecznienie może poparzyć liście, dlatego też preferują okna północne, wschodnie lub zachodnie. A ponieważ moje patrzą na południe, nie stoją na nim, tylko na komodzie w lekkim cieniu (bo półcień często hamuje ich kwitnienie). Tylko do zdjęcia podeszły bliżej okna, żeby się pięknie zaprezentować :-)
Są dość kapryśne, wrażliwe np. na suche powietrze (od kaloryferów), ale widok małych, aksamitnych bukiecików z całą pewnością wynagradza wszelkie starania.
Zachęcam do rozmnażania ulubionych roślinek, w ten sposób zaoszczędzi się na kupowaniu nowych kwiatów.

Na koniec pokarzę Wam jeszcze filcowe autko, które na szybko uszyłam już jakiś czas temu. O innym filcowym, dostawczym autku pisałam tutaj.


Miłego tygodnia:-)