Witajcie :)
W ostatnich dniach tak bardzo byłam oczarowana liliami (o których mam zamiar jeszcze pisać), że zaniedbałam temat m.in. czarnej porzeczki, w którym były chwile niepokoju i obawy przedwczesnego przekwitnięcia rośliny. Otóż pojawiły się żółte liście...
... żółte i suche. Żadnych natrętów-mszyc nie stwierdziłam. Mimo to, cztery dni później owoce zaczęły nabierać kolorków...
Czytałam w necie,że ponoć to antraknoza (opadzina liści). U mnie nie jest to zjawisko masowe. Póki co - zżółkło tylko kilka listków.
"Podatność krzewów na tę chorobę zwiększa się przy mokrej wiośnie i lecie. Systematyczne prześwietlanie krzewów,
zapewnienie im słonecznych stanowisk sprawi, że prawdopodobieństwo
zachorowania może się obniżyć".
Nie jestem pewna czy dobrą postawiłam diagnozę (wolałabym nie stosować chemii). A na szczęście... koniczynka :-)
Poniższą fotkę strzeliłam 01.07.2013 telefonem, gdyż padła bateria w aparacie. Na dzień dzisiejszy, po wcześniejszych obawach, jestem zadowolona z efektu dojrzałości tych owoców. Smakują prawie jak te zebrane na działce (tamte są bardziej słodkie) I o to chodziło! Co prawda na ciasto czy winko to zbyt mała ilość, ale za to przyjemnie jest posiedzieć na balkonie w ciepły dzień i skubnąć kilka porzeczek.
Mniam.
smacznego!
OdpowiedzUsuńJa w tym roku zaszalałam z warzywami. Może nie wszystko się udało, ale jak na początkującego ogrodnika, to chyba całkiem nieźle mi poszło. A idąc za Twoim przykładem, to może za rok z owocami zaryzykuję :-)
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku planuję zaserwować pomidorki koktajlowe oraz truskawki zwisające ;)
Usuń