Moi Drodzy,
mimo, że w przyrodzie znajdziemy jeszcze zieleń i kwiaty, to jednak w powietrzu czuć już rześki "oddech jesieni". Zimne, ciemne poranki i zimne, ciemne wieczory. Zapadam wtedy na "syndrom kreta". Ciemność wokół budzi ciemność we mnie. A ja funkcjonuję dzięki bateriom słonecznym - słońca potrzebuję do życia! I te ranne mgiełki, zasłaniające nawet drzewa stojące po drugiej stronie ulicy. Wychodząc z domu chowam już ręce do kieszeni jesiennego płaszczyka. Jesień rozgościła się wszędzie.

Poranna jesienna pobudka (zimowa także) - straszne doświadczenie. Przyznaję: ani ze mnie "nocny marek", ani "ranny ptaszek". Po prostu - godzina 5.50 rano dzwoni budzik - daję sobie 10 minut na "otrzeźwienie" i (nie ma lekko) wstaję. Czasem się ociągam, ale nie jest źle. Niektórzy z Was może pomyślą, że ta metoda jest niebezpieczna, bo można z powrotem "odpłynąć", ale mi się to nie zdarza. Panuję nad sytuacją, do pracy się nie spóźniam ;-)
( W dodatku mój pies bezlitośnie domaga się spaceru o tej porze).
I tak jak każdy, mam swój zlepek porannych nawyków, np. jako że prawdziwa ze mnie "herbaciara" - nie wyobrażam sobie poranka bez co najmniej jednego kubka mocnej, czarnej herbaty, którą uwielbiam i która stawia mnie na nogi. Co nie oznacza, że nie gustuję w innych smakach.
Jeszcze tęskne spojrzenie na cieplutką pościel i marsz do łazienki.
Ale można tak:
ustawić budzik z irytującym dźwiękiem na stole daleko od łóżka, przez co trzeba podejść do owego urządzenia mijając wielki stół i wtedy w 9-ciu na 10 przypadków nasz duży palec lewej stopy trafia w nogę od stołu! Efekt rozbudzenia w ułamku sekundy :-)
Nie każdemu jest łatwo być "panią jutrzenki" :-)
Najciekawsze jest to, że jak już mamy ten dzień wolny to wstajemy bez problemu skoro świt, żeby go jak najlepiej wykorzystać. Bynajmniej ja tak mam.
Dla mnie ta pora roku na ogół kojarzy się pozytywnie. Na hasło "jesień" przed oczami mam m.in.:
- dym z wypalanych liści
- smak pieczonych w ognisku ziemniaków
- pajęczyny uplecione kropelkami rosy
- grzybobranie
- pieczenia ciast ze śliwkami, brzoskwiniami, jabłkami (ach!) ...
- przetwory na zimę
- dobrą książkę wieczorem/ sudoku
- spacery po parku i...
- ... postanowienia (to nie tylko domena początku roku).
Nowy sezon też może być pretekstem, żeby coś w życiu zmienić. Dlatego pchnęłam tę porę roku na tory motywacji. Na początek jednak nie za dużo.
Zapraszam do zapoznania się z moimi jesiennymi postanowieniami:
1. Postaram się ograniczyć spożywanie słodyczy (w tym moich ulubionych trufli) na rzecz owoców, warzyw i sałatek.
2. Zrobię po raz pierwszy coś smacznego z dyni.
3. Zrobię porządki w kosmetykach.
4. Będę w tygodniu zabierała mojego czworonoga na dłuższe spacery (dla naszego lepszego samopoczucia).
5. Profilaktycznie wybiorę się do stomatologa (ugh...).
6. Postaram się częściej spotykać ze znajomymi.
7. Przestanę się zamartwiać - ostatnio za dużo się martwię, a za mało cieszę. Muszę znaleźć RÓWNOWAGĘ.
Tak mi dopomóż blog.
A jak u Was? Jak planujecie poradzić sobie ze spadkiem energii i zmotywować się do działania w porze jesiennych mgieł i ciemności?
"Żegnaj lato na rok, stoi jesień za mgłą..."
i niech moc będzie z nami!:)