Witajcie:)
Na początku chciałam pokazać Wam docelowe miejsce przebywania mojego filcowego "Rudolfa", o którym pisałam w poprzednim poście. Zawisł na honorowym miejscu... choince stojącej na szafce :) w doborowym towarzystwie.
W minionym tygodniu nad naszym krajem przeleciał Ksawery. Huragan Ksawery. Nie dało się go nie zauważyć. Oj, wiało, wiało, że hej!
Tego dnia oczami wyobraźni widziałam jak szyby w oknach wyginają się do wnętrza mieszkania (w najlepszym przypadku!). W każdym razie wiatr aż huczał w szybach wentylacyjnych przeganiając zapewne wszystkie pająki i inne robaczki tam zimujące. Momentami widzieliśmy jak fruwało niemal wszystko: śmieci, gałęzie/ konary, reklamy z billboardów, blachy, kawałki plastikowych reklam by po chwili z hukiem opaść na jezdnię, turlały się kosze na odpady... plus inne dziwne przedmioty. Do tego zacinający, ulewny deszcz. I burza. Burza w grudniu! To niesamowite wrażenie, jak nagle wszędzie robi się ciemno.
A z psem na spacer wyjść trzeba...
Dziś wybraliśmy się na sobotni spacer do pobliskiego lasu zobaczyć jak bardzo "Ksawery" narozrabiał. A napsocił bardzo.
Człowiek potrafi wiele, ale jest właściwie całkowicie bezsilny wobec żywiołów. Wszyscy szykowaliśmy się w tym okresie do świąt chcąc je przeżyć we własnym domu z dachem! Ogromnie współczuję tym, którym go zerwał, zniszczył. Apogeum wiatru było tam najgorsze. Skala tych zdarzeń jest przykra...
Jak widać, w lesie w którym byliśmy nie wszystkie drzewa postawiły opór "Ksaweremu".

Co tu musiało się dziać?!
Trzaski łamiących się drzew w ciemnościach brzmią jeszcze straszniej, niż można sobie wyobrazić...
W taki wiatr ograniczony jest do minimum kontakt z naturą, który tak przecież pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie.
Patrząc na taki krajobraz z jednej strony ciśnienie skacze (nie tylko na barometrze), ale z drugiej... przyroda rządzi się swoimi prawami.
Dziękując za bardzo miłe memu sercu komentarze pod ostatnim postem pozdrawiam Was serdecznie.